Rozpacz
Los płata ludziom niesłychane figle. Niezapowiedziane testy lub kartkówki, brzydka pogoda która popsuje człowiekowi humor, korki na autostradach które odpowiadają za większość spóźnień albo nawet kłótnie z najbliższymi. Każdy przeżył chociaż jeden z tych przypadków ponieważ większość to rutyna w życiu niektórych ludzi.
Ale czy informacja o śmierci osoby która cię urodziła to rutyna?Nie. A jednak, stało się. Moja mama nie żyje.
-Co robiła pani wczoraj między dwudziestą a pierwszą w nocy?-nie wiedziałam czy mam powiedzieć prawdę czy skłamać. Prostując się i przecierając oczy z resztek łez, wypaliłam.
-Byłam z Vicky.
-Chodzi pani o Victorie Levandi?
-Tak. To moja przyjaciółka.-popatrzyłam kątem oka na policjanta który widząc mój wyraz twarzy szybko odstawił trzymane przez niego zdjęcie, na miejsce.
-Kto może to potwierdzić?
-Ona, mój tata, jej tata, Kevin no i..moja mama.-łzy napłynęły mi do oczu i czułam że jeśli ta rozmowa będzie toczyła się tak dalej to ryknę płaczem.
-Wiem, że jest to dla pani bardzo trudne ale musimy wykonywać naszą pracę i dowiedzieć się co tak naprawdę się stało.
-Nie macie bladego pojęcia o niczym. Interesuje was tylko własny tyłek i jeśli byście tylko mogli już dawno by was tu nie było. Wy jako psy nigdy nie będziecie wiedzieli jak to jest kogoś stracić dopóki tego nie doświadczycie.-moja twarz była cała mokra od łez i czerwona ze złości. Oni tylko wykonywali swoją robotę wciskając innym, że wszystko będzie w porządku.
-Złotko, ty nawet nie wiesz o czym mówisz.-facet w garniturze podrapał się po łysince po czym dodał z wielkim bólem w głosie.
-Straciłem dwójkę dzieci i żonę a tamten..-pokazał na policjanta który od samego wejścia nie wymówił ani jednego słowa.
-..stracił brata który prawdę mówiąc też był policjantem. Więc proszę cie, nie utrudniaj sprawy i zacznij współpracować.-szlochając, przytaknęłam głową.
-Dobrze. Więc co robiła pani ze swoją przyjaciółką między dwudziestą a pierwszą?
-Victoria przyjechała po mnie ponieważ miałyśmy nocować u niej.-próbując przpomniec sobie wczorajszy wieczór, przymrużyłam oczy.
-Pojechałyśmy do jej domu-skłamałam.-Kiedy dojechałyśmy na miejsce jej rodziców już nie było. Mieli wyjść na jakieś przyjęcie urodzinowe. Byłyśmy same. Potem wszystko zleciało tak szybko. Gadałyśmy o chłopakach i śmiałyśmy się. Nic nadzwyczajnego.-słowa same wypływały z moich ust a ja ze zdziwieniem nie wiedziałam skąd we mnie tyle odwagi.
-Dziwne..
-O co chodzi?-zapytałam zdezorientowana.
-Nie nic, nic. Jeśli dowiemy się czegoś więcej na pewno damy pani znac. Jeśli potrzebowałaby pani pomocy proszę dzwonic..-mężczyzna wręczył mi wizytówkę, ukłonił się i ruszył z pozostałymi w kierunku drzwi.
-Jack, zadzwoń do biura i powiedz im , że musimy zajrzeć jeszcze do domu Levandi. Ich też trzeba poinformowac.-mężczyzna szeptał ale tak i tak mogłam go usłyszeć.
-Co ma pan na myśli mówiąc, że trzeba ich też poinformowac?
-Nie wspomniałem o tym?-pokręciłam przecząco głową.
-Tamtego wieczoru, między godziną dwudziestą a pierwsza w nocy nie zginęła tylko pani mama. Była też druga ofiara wypadku samochodowego około 5 kilometrów dalej. Była to mama pańskiej przyjaciółki.-zamarłam. Mężczyźni wiedząc, że jest to dla mnie drugi ogromny cios po prostu wyszli.
Jak mogło się to zdarzyć? Dwa zgony i to do tego 5 kilometrów od siebie? Przecież rodzice Vicky mieli byc na tym cholernym przyjęciu. A mój tato? Gdzie on był? Dlaczego nie był z mamą?
Nie wiedząc co ze sobą zrobić po prostu usiadłam na kanapie i zaczęłam histerycznie płakać. Po około pięciu minutach do kuchni zszedł Kevin.
Zazwyczaj przy nim nie płakałam ale on też miał prawo wiedzieć..
-Co jest?
-Kevin proszę, usiądź.-chłopak nalał sobie szklankę soku pomarańczowego i stanął przy wejściu do salonu.
-Sorrki nie mam za dużo czasu. Zaraz muszę się zbierac do szkoły.
-Mama nie żyje.-powiedziałam w ogóle nie zastanawiając się nad skutkami tego co powiedziałam. Chłopak spochmurniał i w jednej chwili znalazł się obok mnie.
-Jak to nie żyje? Skąd wiesz?
-Była tu przed chwilą policja. Myślałam że chodzi o ciebie ale oni powiedzieli, że mama zginęła w wypadku samochodowym a dziwniejsze jest to że w wypadku samochodowym kilka kilometrów dalej zginęła także matka Vicky.-Kevin popatrzył mi się w oczy po czym wstał i mruknął pod nosem coś w stylu 'wiedziałem' Nie zatrzymując się poszedł na górę i z trzaskiem zamknął drzwi.
-Kevin! Kevin!!-krzyczałam ale nie otrzymałam odpowiedzi.
Dzisiejszy dzień jest najgorszym dniem w moim życiu. Zginęła osoba którą najbardziej ceniłam i kochałam. Teraz Kevinowi coś odwaliło a mój ojciec jest..sama nie wiem gdzie jest. Ostatnią deską ratunku jest Victoria.
Nie zastanawiając się długo sięgnęłam po komórkę wybierając numer przyjaciółki.
Jeden sygnał, drugi, trzeci...Poczta głosowa.
-Tak myślałam-powiedziałam na głos sama do siebie.
Głowa coraz bardziej bolała a nogi odmawiały posłuszeństwa. Nie mając już sił na nic pokuśtykałam na górę do łazienki. Prysznic zawsze pomagał. Miałam nadzieje, że tym razem też tak będzie. Miałam nadzieje na to, że wszystko co wydarzyło się w najbliższym czasie spłynie wraz z wodą. Myliłam się. Z frustracji zaczęłam lekko uderzac głową o ceramiczne płytki.
-Dlaczego ja?-powiedziałam sama do siebie wracając do rzeczywistości tym samym trzęsąc się z zimna. Zakręciłam kurek z woda po czym sięgnęłam po ręcznik.
Wracając do swojego pokoju miałam ochotę wtargnąć do pokoju Kevina i wykrzyczeć mu prosto w twarz co myślę o jego dzisiejszym zachowaniu, jednak szybko zmieniłam zdanie nie chcąc go bardziej dołować.
Po ujrzeniu mojego łóżka od razu zachciało mi się spac a przypominając sobie dzisiejsza, ciężką noc, tym razem nie rezygnując, po prostu wsunęłam się pod kołdrę i zasnęłam.
Ale czy informacja o śmierci osoby która cię urodziła to rutyna?Nie. A jednak, stało się. Moja mama nie żyje.
-Co robiła pani wczoraj między dwudziestą a pierwszą w nocy?-nie wiedziałam czy mam powiedzieć prawdę czy skłamać. Prostując się i przecierając oczy z resztek łez, wypaliłam.
-Byłam z Vicky.
-Chodzi pani o Victorie Levandi?
-Tak. To moja przyjaciółka.-popatrzyłam kątem oka na policjanta który widząc mój wyraz twarzy szybko odstawił trzymane przez niego zdjęcie, na miejsce.
-Kto może to potwierdzić?
-Ona, mój tata, jej tata, Kevin no i..moja mama.-łzy napłynęły mi do oczu i czułam że jeśli ta rozmowa będzie toczyła się tak dalej to ryknę płaczem.
-Wiem, że jest to dla pani bardzo trudne ale musimy wykonywać naszą pracę i dowiedzieć się co tak naprawdę się stało.
-Nie macie bladego pojęcia o niczym. Interesuje was tylko własny tyłek i jeśli byście tylko mogli już dawno by was tu nie było. Wy jako psy nigdy nie będziecie wiedzieli jak to jest kogoś stracić dopóki tego nie doświadczycie.-moja twarz była cała mokra od łez i czerwona ze złości. Oni tylko wykonywali swoją robotę wciskając innym, że wszystko będzie w porządku.
-Złotko, ty nawet nie wiesz o czym mówisz.-facet w garniturze podrapał się po łysince po czym dodał z wielkim bólem w głosie.
-Straciłem dwójkę dzieci i żonę a tamten..-pokazał na policjanta który od samego wejścia nie wymówił ani jednego słowa.
-..stracił brata który prawdę mówiąc też był policjantem. Więc proszę cie, nie utrudniaj sprawy i zacznij współpracować.-szlochając, przytaknęłam głową.
-Dobrze. Więc co robiła pani ze swoją przyjaciółką między dwudziestą a pierwszą?
-Victoria przyjechała po mnie ponieważ miałyśmy nocować u niej.-próbując przpomniec sobie wczorajszy wieczór, przymrużyłam oczy.
-Pojechałyśmy do jej domu-skłamałam.-Kiedy dojechałyśmy na miejsce jej rodziców już nie było. Mieli wyjść na jakieś przyjęcie urodzinowe. Byłyśmy same. Potem wszystko zleciało tak szybko. Gadałyśmy o chłopakach i śmiałyśmy się. Nic nadzwyczajnego.-słowa same wypływały z moich ust a ja ze zdziwieniem nie wiedziałam skąd we mnie tyle odwagi.
-Dziwne..
-O co chodzi?-zapytałam zdezorientowana.
-Nie nic, nic. Jeśli dowiemy się czegoś więcej na pewno damy pani znac. Jeśli potrzebowałaby pani pomocy proszę dzwonic..-mężczyzna wręczył mi wizytówkę, ukłonił się i ruszył z pozostałymi w kierunku drzwi.
-Jack, zadzwoń do biura i powiedz im , że musimy zajrzeć jeszcze do domu Levandi. Ich też trzeba poinformowac.-mężczyzna szeptał ale tak i tak mogłam go usłyszeć.
-Co ma pan na myśli mówiąc, że trzeba ich też poinformowac?
-Nie wspomniałem o tym?-pokręciłam przecząco głową.
-Tamtego wieczoru, między godziną dwudziestą a pierwsza w nocy nie zginęła tylko pani mama. Była też druga ofiara wypadku samochodowego około 5 kilometrów dalej. Była to mama pańskiej przyjaciółki.-zamarłam. Mężczyźni wiedząc, że jest to dla mnie drugi ogromny cios po prostu wyszli.
Jak mogło się to zdarzyć? Dwa zgony i to do tego 5 kilometrów od siebie? Przecież rodzice Vicky mieli byc na tym cholernym przyjęciu. A mój tato? Gdzie on był? Dlaczego nie był z mamą?
Nie wiedząc co ze sobą zrobić po prostu usiadłam na kanapie i zaczęłam histerycznie płakać. Po około pięciu minutach do kuchni zszedł Kevin.
Zazwyczaj przy nim nie płakałam ale on też miał prawo wiedzieć..
-Co jest?
-Kevin proszę, usiądź.-chłopak nalał sobie szklankę soku pomarańczowego i stanął przy wejściu do salonu.
-Sorrki nie mam za dużo czasu. Zaraz muszę się zbierac do szkoły.
-Mama nie żyje.-powiedziałam w ogóle nie zastanawiając się nad skutkami tego co powiedziałam. Chłopak spochmurniał i w jednej chwili znalazł się obok mnie.
-Jak to nie żyje? Skąd wiesz?
-Była tu przed chwilą policja. Myślałam że chodzi o ciebie ale oni powiedzieli, że mama zginęła w wypadku samochodowym a dziwniejsze jest to że w wypadku samochodowym kilka kilometrów dalej zginęła także matka Vicky.-Kevin popatrzył mi się w oczy po czym wstał i mruknął pod nosem coś w stylu 'wiedziałem' Nie zatrzymując się poszedł na górę i z trzaskiem zamknął drzwi.
-Kevin! Kevin!!-krzyczałam ale nie otrzymałam odpowiedzi.
Dzisiejszy dzień jest najgorszym dniem w moim życiu. Zginęła osoba którą najbardziej ceniłam i kochałam. Teraz Kevinowi coś odwaliło a mój ojciec jest..sama nie wiem gdzie jest. Ostatnią deską ratunku jest Victoria.
Nie zastanawiając się długo sięgnęłam po komórkę wybierając numer przyjaciółki.
Jeden sygnał, drugi, trzeci...Poczta głosowa.
-Tak myślałam-powiedziałam na głos sama do siebie.
Głowa coraz bardziej bolała a nogi odmawiały posłuszeństwa. Nie mając już sił na nic pokuśtykałam na górę do łazienki. Prysznic zawsze pomagał. Miałam nadzieje, że tym razem też tak będzie. Miałam nadzieje na to, że wszystko co wydarzyło się w najbliższym czasie spłynie wraz z wodą. Myliłam się. Z frustracji zaczęłam lekko uderzac głową o ceramiczne płytki.
-Dlaczego ja?-powiedziałam sama do siebie wracając do rzeczywistości tym samym trzęsąc się z zimna. Zakręciłam kurek z woda po czym sięgnęłam po ręcznik.
Wracając do swojego pokoju miałam ochotę wtargnąć do pokoju Kevina i wykrzyczeć mu prosto w twarz co myślę o jego dzisiejszym zachowaniu, jednak szybko zmieniłam zdanie nie chcąc go bardziej dołować.
Po ujrzeniu mojego łóżka od razu zachciało mi się spac a przypominając sobie dzisiejsza, ciężką noc, tym razem nie rezygnując, po prostu wsunęłam się pod kołdrę i zasnęłam.
***
Mała Lucy nie wiedząc jak wytłumaczyć tą sytuacje temu wielkiemu facetowi z długą brodą, zaczęła szlochac.
-No już. Nic ci nie zrobimy tylko się uspokój i spróbuj wytłumaczyc nam co się stało.-dziewczynka przetarła oczy i westchnęła.
-Moja mama Ysbail nie żyje. Zabił ją Aeneas. Zanim się rozstałyśmy kazała mi...
-Spokojnie. -facet który na początku wzbudzał w Lucy strach teraz zachęcił ją ruchem ręki by do niego podeszła. Jego ciepła ręka otarła spływającą łzę z policzka dziewczyny a uśmiech na jego zarośniętej twarzy przekonał małą Lucy, że jest bezpieczna.
-Z jakiego stada jesteś?
-Ze Wschodni-południowego.- w pomieszczeniu rozległy się 'ohy' i 'ahy' ale dziewczynka nie zważała na to. Wiedziała że jej stado było jednym z tych biedniejszych i że prawdo podobnie niedługo będzie trzeba rozdzielić ludzi między inne stada.
-Takk. Znam to stado, nawet bardzo dobrze. Kiedyś było naprawdę potężne i mieściło aż trzydzieści silnych osobników. Teraz po tylu latach walki wasze stado liczy około dziesięciu do trzynastu bet. Ostatnio jeden z moich synów chciał przejąc wasze stado ale nie pozwoliłem na to ponieważ piętnaście kilometrów od jeziora Salaah żyje samotny alfa który oddzielił się od swojego stada w poszukiwaniu partnerki i w przeciągu kilku dni znajdzie się u was. Mam nadzieje, że w końcu wszystko się ułoży.-Lucy nie zrozumiała wszystkiego ale miała nadzieję, że te słowa przyniosą szczęście.
-Jak na razie zostaniesz u nas, mała. Moja żona zabierze cię do nas i się tobą zaopiekuje.
-Dziękuje.-powiedziała i poszła za drobną kobietą która wydawała się byc bardzo zachwycona.
***
Kiedy otworzyłam oczy ujrzałam ciemność. Podnosząc się poczułam ból w dole pleców. Było mi zimno a otwarte okno pogarszało tylko sprawę. Spojrzałam na zegarek. Było po dwudziestej.
-Mama nie żyje.- głos w mojej głowie sprawił, że dwie duże łzy spłynęły mi po policzku. Otrząsając się z zamyślenia, zamknęłam okno i ubrałam spodnie dresowe zostając w samym staniku, gdy nagle zadzwonił telefon i odezwał się dzwonek do drzwi.
Szybkimi susami zbiegłam na dół i w ostatniej chwili złapałam za słuchawkę.
-Halo?
-Jess, jadę do ciebie. W ogóle nie mogę uwierzyć w to co się stało.-dziewczyna mówiła bardzo szybko i niewyraźnie. Płakała.
-Okey. Czekam.-kiedy Victoria się rozłączyła, dzwonek zadzwonił ponownie.
Zapominając, że jestem w samym staniku otworzyłam drzwi nie spodziewając się osoby za nimi.
-Drake!? Co ty tu robisz?
-Przechodziłem niedaleko i pomyślałem, że dam ci to..-chłopak wręczył mi książkę grubości Biblii.
-Lektura na ferie. Miłego czytania.
-Dzięki. To miłe z twojej strony.-nagle za plecami chłopaka dostrzegłam światła samochodu z którego po chwili wysiadła Vicky.
-Przyszedłem nie w porę?
-No niestety tak. Przepraszam ale nie mam teraz za bardzo czasu.-złapałam dziewczynę za rękę i wciągnęłam do domu zamykając Drake'owi drzwi przed nosem.
Kiedy spojrzałam na Vicky, przeraziłam się. Była blada, miała czerwone oczy pełne łez i bólu a jej włosy były roztrzepane.
-Jak to możliwe? Nie, to nie jest możliwe.-dziewczyna wtuliła się we mnie i zaczęła płakać a ja wraz z nią. Od teraz miałyśmy wspólny problem którego nikt do końca życia nie będzie mógł rozwiązać.
-To jest sen, prawa?-dziewczyna patrzyła na mnie z nadzieją. Nagle poczułam czyjąś dłoń na moim barku. Kiedy się odwróciłam ujrzałam tatę z wielkim zmęczeniem na twarzy.
-Gdzie byłeś? Dlaczego nie byłeś przy niej, co?-zaczęłam się na niego drzec, szybko jednak opadłam z sił i usiadłam na podłodze.
-Kochanie, naprawdę tego nie chciałem. Twoja mama powiedziała, że musi coś załatwić i po prostu wyszła. Ja naprawdę..-tata uniósł mnie tak bym stanęła na nogach po czym mnie przytulił. W pewnym momencie miałam wrażenie, że ojciec prychnął z pogardą ale szybko o tym zapomniałam. Od tego momentu nasze życie zeszło na inną ścieżkę. Ścieżkę smutku, cierpienia i pytań.
_______________________________
Przepraszamy, że musieliście tak długo czekac.
Boże, to już ponad miesiąc?! Co z nas za blogerki?!
No trudno, stało się ale czasami szkoła i dom nie dają spokoju a
uwierzcie wena nas męczyła.
Rozdział dodany i mamy nadzieję że się spodoba.
W związku z tym, że długo nie pisałyśmy nie oczekujemy od was
tysięcy komentarzy ale te kilka przydałyby się na ocenę naszej ciężkiej pracy.
Cieszę się, że w końcu jesteśmy z powrotem i mam nadzieję, że wy też.
To nie przypadek, że mama Jess i mama Vicki zginęły w jednym dniu, prawda? W dodatku tylko pięć km od siebie.
OdpowiedzUsuńWszystko jest fajnie, lepiej niż ostatnio, może parę błędów interpunkcyjnych. Ale jedna rzecz mi nie pasuje. Dlaczego policja postanowiła porozmawiać tylko z Jess?Niewiele pamiętam z ostatnich rozdziałów, ale Kevin był chyba starszym bratem i to raczej on w pierwszej kolejności powiniem być przesłuchany, a tak nawet nie wiedział o co chodzi.
Pozdrawiam,
Annabel
Kolejny świetny rozdział, czekam na następny !!!
OdpowiedzUsuńhttp://youwinoryoudie66.blogspot.com/
Wow! Z każdym rozdziałem ten blog staje się coraz lepszy i bardziej zaskakujący kocham waszego bloga i czekam nn.
OdpowiedzUsuńNo w końcu. Już myslalam że skończyłyście z blogiem. Na szczęście nie haha.
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze genialny, nie widzę jakiś wielkich błędów. Trzymam za was kciuki i tylko tak dalej :*
Świetny rozdział! Czekam na kolejne!
OdpowiedzUsuńhttp://getaway-from-reality.blogspot.com/
Świetnie napisane :) W ogóle wszystko na waszym blogu jest bardzo ładnie dopasowane, muzyka, kolory, tematyka opowiadania. Oby tak dalej.
OdpowiedzUsuńZapraszam Was serdecznie do siebie http://6blololog9.blogspot.com/
Chyba po raz pierwszy jestem na tym blogu i powiem szczerze że mi się tu podoba. Przeczytałam cały rozdział i stwierdzam iż jest bardzo ciekawy i fajny. Szkoda że główna bohaterka straciła matkę. Nikomu bym tego nie zyczyła.
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się szablon bloga. Muzyka też jest wspaniale dopasowana bo pasuje do opowiadania
http://take-a-pencil-and-draw-a-f1.blogspot.com/